poniedziałek, 3 czerwca 2024

Zamarznięte łańcuchy (1)

I

Wieczna zmarzlina ciągnie się tutaj po horyzont. Ziemia przykryta ciężką warstwą śniegu wyrzekła się oddechu. Jest więziona pod grubym lodem niczym potężni bogowie tej krainy. Zimnu towarzyszą bezruch i apatia. Oba przynależą do śmierci; potwornej i bezdusznej. Tego, kto wybiera się do Ketju albo i dalej, w kierunku bramy, nie czeka nic dobrego. Biała otchłań bez ostrzenia przemienia się w zamarznięty ocean. Nie ma potrzeby tam wędrować. Jeśli chcesz zobaczyć bramę opasaną łańcuchami wystarczy wspiąć się na jeden z dachów domów w Ketju. Nocą łańcuchy lśnią jak gwiazdy. Ich korowód pnie się w stronę granatowego nieba. Jest piękny i nieśmiertelny. Mieszkańcy miasta wierzą, że będzie trwać w tym bezruchu przez wieczność. Biada im, jeśli któregoś dnia oblodzone łańcuchy zostaną zerwane.
Może chcą być jak gwiazdy? – pomyślała któregoś wieczoru Inari przypatrując się lśniącym łańcuchom.
Z pewnością w tamtej chwili była jedynym człowiekiem znajdującym się tak blisko lodowej bramy. Za dnia jedynie poławiacze zaciągali się nad ocean, czasami patrol generała Gantali. Jednak z nadejściem nocy ludzie wracali do Ketju.
Mieszkańcy Lodowej Bariery nie chcieli myśleć o smokach i gwiazdach. W tych, których żyło wspomnienie wojny sprzed lat, kiełkował również strach przed powrotem bogów tej krainy. I jedynie lęk przed ponownym przybyciem kosmicznego robactwa był równie wielki. Inari przyłapała samą siebie na tym, że zazdrości im tych wspomnień. Szybko odsunęła od siebie myśl o smokach i najeźdźcach z kosmosu.
Palenisko przypomniało o sobie wesoło strzelając. Inari wyjęła z torby bochenek chleba oraz zawiniętą w kawałek materiału kaszankę. 
- Do świtu jeszcze daleko, a ty tu tak sama? – usłyszała w ciemności.
Zadrżała z zimna lub strachu. Wtedy z mroku wyłonił się młody mężczyzna w białej, puchowej kurtce. Nie czekając na zaproszenie usiadł naprzeciwko niej. Długie języki ognia utrudniały dojrzenie twarzy nieznajomego. Mężczyzna odgarnął z twarzy jasne włosy, westchnął i popatrzył uważnie, jakby starał się zobaczyć Inari przez palenisko.
- Jesteś z Kejtu, serdeńko?
Oczywiście, że była z Kejtu. W promieniu kilkunastu set mil nie było innej wioski. Aby się tutaj dostać należało przemierzyć śnieżną pustynię lub przejść ocean, ale po co, skoro nic tutaj nie ma. 
- Tak, a ty skąd jesteś? – odpowiedziała.
- Też jestem z Kejtu.
Kłamał, wiedziała. Miasto liczyło około tysiąca mieszkańców. Trudno było nie znać wszystkich, przynajmniej z widzenia i dobrze wiedziała, że jej towarzysz nie jest jednym z nich. Kim mógł być? Szpieg z innego królestwa? Zboczeniec? Uciekinier?
- Nie znam cię – odparła surowo. 
Na chwilę przestała spoglądać na twarz mężczyzny przez wysokie płomienie. Sięgnęła do torby po nóż i odkroiła nim kawałek chleba, na którym ułożyła dwa, cienkie plasterki kaszanki. Niechętnie podała przygotowaną kanapkę nieznajomemu. Inari uwielbiała chleb z kaszanką i dzielenie się nim z kimkolwiek było z jej strony ogromną szczodrością.
- Nie byłem w tych stronach całe lata – przyznał, połykając łapczywie chleb i jakoś wzgardliwie kaszankę.
Inari odnotowała grymas twarzy i postanowiła więcej nie dzielić się prowiantem z paskudnym dziadem.
- Jestem wędrownym pielgrzymem – wyjaśnił. – Roznoszę miłość po świecie.
- Czyli byłeś poza Lodową Barierą? – zaciekawiła się.
- O! – machnął ręką z przejęciem. – Przez wiele lat! Opuściłem ojczyznę zaraz po wielkiej wojnie. Wędrowałem do krain Dziesięciu Ostrzy, a potem do Ognistych Studni. Ostatnie kilka lat spędziłem w Dolinie Mgieł.
- Zawsze chciałam odwiedzić Dolinę Mgieł – przyznała. – Jak tam jest?
- Po wielkiej wojnie? – pielgrzym zdziwił się szczerze. – Większość kraju przykrywa teraz śnieg, czyli jest jak tutaj – odgarnąwszy włosy z twarzy dodał: - koniec końców te stare chuje, nasi generałowie, dopięli swego.
Tata nie ucieszyłby się z nazwania go starym chujem – pomyślała Inari. – Jednak dla uczciwości nie ucieszyłby się też z faktu, że jego córka spędza noc poza miastem w towarzystwie jakiegoś obcego faceta.
-  Opuściłem Lodową Barierę pod koniec walki z robalami.
- Zdezerterowałeś – poprawiła go.
- Nie zdezerterowałem – zaprzeczył rozgniewany.
Na moment zamilknął, szukając odpowiedniego słowa:
- Ja po prostu wyruszyłem na misję niesienia miłości, serdeńko.
Inari nie wyglądała na przekonaną.
- Ktoś musiał to robić – mruknął niezadowolony. – Poza tym generał Grunard był na mnie trochę wkurwiony.
- Jaki? Za co? – oczy dziewczyny rozbłysły ciekawością.
Pielgrzym westchnął.
- Serdeńko, ty połowy kulis politycznych nie znasz! Wtedy przyjaźniłem się z Kjølen. Mało osób wie, że tak miała naprawdę na imię…
- Medium Lodowej Bariery – dokończyła Inari.
- Dokładnie! – zawołał podekscytowany.  – W tych gówno-pierdo-opowiastkach ludziom nadaje się dziwne przydomki i ją określano jako medium. Mówi się, że była jedyną osobą mogącą kontrolować wielkie smoki, bo jej przodek stworzył Trishulę i pozostałe przerośnięte jaszczury.
Inari podała pielgrzymowi kolejną skibkę chleba, ale tym razem bez kaszanki. Ten wepchnął ją do ust i kontynuował:
- Uważałem, że nie warto poświęcać życia. Mówię do niej jak do ciebie teraz – zaczął wymachiwać rękoma: - Kjølen, serdeńko! Trzej chuje narobili syfu, a kto będzie po nich sprzątał?
Inari zaśmiała się. Dramatyczna opowieść pielgrzyma miała dziwny, komiczny wydźwięk.
- Ty, laska! – podniósł głos. – A kto będzie za to wszystko zbierał pochwały?
- Trzej chuje – dokończyła uradowana Inari.
- Tak! Skończysz w kuchni z bachorem jako żoneczka jednego z trzech chujów! To nie nasze klimaty! Zaproponowałem jej szybką ucieczkę do krainy Dziesięciu Ostrzy, bo tam jest na pęczki umięśnionych przystojniaków! Grunarda wkurwiło, że posiadam własne zdanie i… 
- I wtedy postanowiłeś wyruszyć na  pielgrzymkę roznosząc miłość? – dokończyła.
- W trybie natychmiastowym, ale przynajmniej moje życie miłosne jest - ucichł, nie mając pewności, ile lat ma jego rozmówczyni. – Jesteś pełnoletnia?
- Mam dziewiętnaście lat.
- Czyli praktycznie przyszłaś na świat w erze po trishulowej.
Inari zdała sobie sprawę, że nie zazdrości nikomu wspomnień o wojnie, ale świata przed jej wybuchem. Ciepłego dnia, zielonej trawy, szumiącego oceanu. Miała rok, gdy Trishula, Gungnir i Brionac zamroziły świat. Utraciła go bezpowrotnie.
- Dlaczego wróciłeś?
- Liczę, że może władza się zmieniła, czy cokolwiek – przyznał melancholijnie. – Może bym tu został, zwłaszcza, że w innych królestwach niechętnie przyjmują cudzoziemców, a jeśli w dodatku to są cudzoziemcy z Lodowej Bariery…
- Na to nie masz co liczyć – westchnęła ciężko. – Od lat nad Lodową Barierą władzę sprawują generałowie, ale Kjølen udało się zapieczętować smoki w lodowych łańcuchach – wskazała w stronę lśniącego obiektu – niestety przypłaciła to życiem. 
Pielgrzym pokiwał głową, ale nic nie odpowiedział.
- Sojusz sprawiedliwości istnieje w teorii – mówiła Inari. – Żadne z państw nie zerwało układu w obawie przed powrotem najeźdźców z kosmosu, ale stosunki między królestwami są bardzo napięte.
- Nie musisz mi mówić – przyznał cierpko.
Trudne relacje pomiędzy Lodową Barierą, a jej sąsiadami zmusiły go do opuszczenia Doliny Mgieł. Wypuszczenie smoków z ich lodowego grobowca ukróciło widmo kosmicznej zagłady, ale sprowadziło na Terminal nowe problemy. Generałowie bardzo szybko zdali sobie sprawę, że zapanowanie nad bestiami nie jest możliwe. Lodowi panowie zesłali na Dolinę Mgieł wieczną zimę, która w ten sposób stała się taką samą zimną pustynią jak Lodowa Bariera. W końcu Kjølen udało się zapieczętować smoki w ich wiecznym więzieniu, ale oddała za to własne życie. Od teraz mieszkańcy Kejtu, miasta najbliżej położonego przy lochu Trishuli, żyją w strachu. Co jeśli któregoś dnia skute lodem łańcuchy zostaną przerwane? Jak długo będzie działało zaklęcie rzucone przez medium?  Niektórzy naiwnie wierzą, że następczynią Kjølen będzie jej córka, którą ogłosili Tańczącą Księżniczką Lodowej Bariery.
- Już świta – powiedział pielgrzym wstając od ogniska. – Będę ruszał w dalszą drogę.
- Nie idziesz do Kejtu?
- E, tam – machnął ręką. – Nic dobrego mnie tam nie czeka. Dziękuję i żegnaj, serdeńko!
Inari znowu spojrzała w stronę lodowego więzienia, a kiedy odwróciła wzrok pielgrzyma nie było już widać. 

 

II

Lodowa Bariera stanowiła jedno z czterech oficjalnych królestw Terminala. Była krainą wysuniętą najbardziej na północ i z dwóch stron otaczał ją wieczny ocean. Według legendy dawni bogowi oddali przed śmiercią władze nad żywiołami ludom przybyłym na nowy kontynent. Mieszkańcom  Lodowej Bariery przypadła kontrola nad wodą. Poza nimi były jeszcze wysunięte na południe Ogniste Studnie, znajdujące się w centrum kontynentu królestwo Dziesięciu Ostrzy oraz Dolina Mgieł będąca jedynym sąsiadem Lodowej Bariery. Można było wyróżnić kilka mniejszych krain znajdujących się na terenach wspomnianych królestw i nieuznających władzy wielkich mocarstw. 
Pod względem terytorialnym  Lodowa Bariera była drugim co do wielkości państwem,  ale dokładna powierzchnia była trudna do obliczenia z wielu powodów. Najważniejszym były względy polityczne. Cztery ludy Terminala toczyły ze sobą wojny o ekspansję, z których przez lata nic nie wynikało. Linia graniczna poruszała się na mapie niczym pełzający wąż dodając lub ujmując cenne ziemie niczyje.
Kolejnym czynnikiem był Wielki Kataklizm sprowadzony przez lodowego smoka. Trishula zmieniła Lodową Barierę, a także znaczną część sąsiadującej z nią Doliny Mgieł w białą pustynię. Cały obszar zalał śnieg i nie sposób było określić, czy i gdzie przebiega granica między dwiema krainami.
Lodowa Bariera była podzielona na trzy obwody. Kejtu znajdowało się w obwodzie Tasavalta, graniczyło z obwodem Bokma i Severige, który zamieszkiwało największe skupisko ludzi. Kejtu stanowiło nieoficjalną stolicę własnego obwodu. Małą, liczącą kilkaset żyć, ale zawsze.
Inari zerwała się ze snu i od razu zapaliła lampę. Była w namiocie. Co właściwie się stało? Dlaczego się obudziła? Nagle poczuła pulsującą pod sobą ziemię. To był kolejny wstrząs. Z pewnością silniejszy od poprzedniego. Pierwszy ją przebudził, a drugi otrzeźwił umysł. Wyszła na zewnątrz.
Od północy wiał silny wiatr. Zaklęty w bezruchu ocean wypluwał z siebie wodę. Niewzruszony dotąd lód kruszał, a powstałe w wyniku wstrząsów kry uderzały jedna o drugą. Za jej plecami falowały pojedyncze drzewa.
- Co się dzieje? – wyszeptała.
Śnieg wzbił się nad ziemię i poszybował w stronę niespokojnego oceanu.
- Zamieć.
Kolejny wstrząs poprzedził rozdzierający ryk. Odwróciła się w stronę lądu i zaklętej bramy. Najwyżej opasające więzienie ogniwa łańcucha przestały błyszczeć i niczym sople lodu odłamały się. Ogromny element uderzył o ziemię z wielkim impetem. Brama niczym żywy organizm, któremu zerwano strup zaczęła krwawić. Z otwartej rany popłynęła błotnista ciecz.
Serce podeszło jej do gardła, nogi drżały, a dłonie zesztywniały. Paraliżował ją strach.
Z wyrwy w bramie wydobył się jeszcze jeden ryk. Woda zmieszana ze śniegiem przestała wypływać z nowo powstałej rany. Zapadła grobowa cisza.
Inari zmusiła własne ciało do jakiegokolwiek ruchu. Niepewnie cofnęła się, opadając plecami na namiot.
Nie było czasu. Musiała natychmiast wrócić do Kejtu. Pal licho namiot! Zarzuciła na ramię plecak i zaczęła maszerować. Byle przed siebie. Nie chciała więcej spoglądać na zamarznięte łańcuchy.
Należało opowiedzieć wszystkim o wyrwie w ścianie. To trzeba zatrzymać jakoś! Pierwszy raz doszło do takiej sytuacji. Czyżby smoki usiłowały się przebić przez ściany więzienia? Możliwe, że latami skrobały pazurami i zębiskami ściany, aż do momentu, gdy wreszcie udało im się stworzyć małą wyrwę. Co my zrobimy? Ucieczka, ale dokąd? 

Zamarznięte łańcuchy (2)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz