wtorek, 25 czerwca 2024

Zamarznięte łańcuchy (3)



 I

Oficjalnie, spotkanie w magistracie dobiegło końca po dwóch godzinach, ale mieszkańcy Kejtu jeszcze długo po wyjściu generała i sędziny okupowali budynek domagając się jakichś zapewnień.
Jakie to dziwne – pomyślała Inari. – Gdy zbliża się jakaś katastrofa ludzie bezczynnie czekają na słowa otuchy. Co mają powiedzieć Ruko i Gantala? Jeśli nad kraj nadciągnie wojna albo przebudzą się smoki, życie w Lodowej Barierze dobiegnie końca. Nie będzie magicznej zapory, łowienia ryb, magistratu i tych wszystkich ludzi proszących o słowa ukojenia.
Inari weszła do knajpy. Stary barman przecierał szklanki, jak gdyby nic się nie wydarzyło. Przy okrągłym stoliku w rogu sali siedział jej znajomy – pielgrzym. Był nieznacznie nachylony do stołu. Twarz chował w dłoniach. Jego długie włosy opadały na oparcie krzesła. Przed nim stał pusty kieliszek. Na widok Inari ożywił się.
- Myślałam, że ruszyłeś dalej.
Dosiadła się. Zamówiła kolejkę tego samego dla siebie i jeszcze jedną dla niego.
- Widzisz? Jak wszystko się zmienia...
Wziął kieliszek w dwa palce i jednym haustem wlał jego szarą zawartość do gardła.
- Mam na imię Jæren – przedstawił się i postukał w kieliszek Inari swoim.
Wypiła. Szara, oleista ciecz przepłynęła przez gardło paląc wszystko na swojej drodze. To był samogon.
Inari wzięła głęboki oddech, który nieznacznie złagodził ból. Zrobiło jej się niedobrze, ale nie miała czasu na reakcję. Pielgrzym stuknął w kolejny kieliszek.
- Ile tego zamówiłam… – wyszeptała.
Czas nagle stracił na znaczeniu. Dziewczyna nie zauważyła kiedy do stołu przysiadł się Rosa. W tym niezbyt trzeźwym ujęciu wydał jej się całkiem atrakcyjny.     
- Jest źle – oznajmił żołnierz. – Tak mówi twój tata.
-  A mój mówi, że nowy przy stole musi postawić! – zawołał radośnie pielgrzym.
- Bardzo źle? – w ustach nadal czuła gorzki posmak bimbru.
Zamówiła półmisek z zasmażaną kaszanką, która tylko nieco zniwelowała smak alkoholu.
- Ta wyrwa nie jest duża, ale widać przez nią mordę jednej z tych gadzin. Łypie na nas okiem jak przez dziurkę od klucza. Na całe szczęście pozostałe ogniwa utrzymują zaklęcie - zachęcony przez Jærena napił się samogonu. – Dziwne to wszystko.
- A co jeśli one też spadną?
- Będzie po nas – zaśmiał się pielgrzym. – Za pierwszym razem dupska uratowała nam Kjølen, ale drugiego razu nie będzie.
- Tego nie wiesz. W końcu Inari może zastąpić Medium Lodowej Bariery jako jej córka. Tak przynajmniej mówią – Rosa uniósł do góry pusty kieliszek.
Barman napełnił kieliszki Rosy i Jærena samogonem. Inari podziękowała.
Pielgrzym spojrzał głupio. Najpierw na żołnierza, a potem na dziewczynę.
- Wredna żmija! – zawołał gniewnie. – Nie powiedziałaś, że jesteś jej córką, a ja się przed tobą uzewnętrzniałem!
- A co miałam powiedzieć? – spytała bezsilnie zbierając widelcem z talerza ostatni kawałek kaszanki.
Dopiero teraz to widział. Jej matkę również cechowało ogromne łakomstwo. Spoglądając na Inari widział młodą Kjølen – trochę wstawioną i wiecznie nienażartą. Mógł teraz paść jej w ramiona i rozpłakać się ze wzruszenia, ale gniew wziął nad nim górę. Za dużo rzeczy zadziało się pomiędzy nim, Kjølen, a Grunardem, ogólnie generałami Lodowej Bariery.
Wstał od stołu ociężale i potrącając ręką oparcie krzesła ruszył do wyjścia z knajpy.
- Dokąd idziesz? – zawołała za nim Inari.
Bystrość umysłowa powracała do niej powoli.
- Spać! Zmęczony jestem!
- Gdzie niby? Zamarzniesz na śniegu!
- Znajdę kąt u jakiegoś dobrego gospodarza – fuknął. – Jestem pielgrzymem rozdającym miłość! Każdy mnie przyjmie z otwartymi rękoma! – odbiło się już zza drzwi.
- Co to za czubek? – spytał Rosa.
- Nie wiem…
- Bo ja tak sobie to przemyślałem – powiedział i dla odwagi łyknął pozostawiony przez Jærena samogon. – Chciałbym cię prosić o rękę.
Inari przełknęła ostatni kęs kaszanki.  Propozycja otrzeźwiła ją do reszty.
Rosa miał dwadzieścia sześć lat. Od zawsze mieszkał w Kejtu. W małym domu z matką. Jak każdy stąd miał w życiu do podjęcia jedną decyzję – zostać żołnierzem Lodowej Bariery lub rybakiem. Miasto planowało życie za wszystkich młodych chłopców: mogli strzec Trishuli lub łowić ryby. Potem ci chłopcy stawali się mężczyznami, oświadczali się kobietom, płodzili synów, a ci znowu stawali przed jedynym wyborem i tak w zaklętym, lodowym cyklu. Zima dla nich nigdy się nie kończyła.
- Czy ty chociaż znasz tabliczkę mnożenia? Nie mogłabym zostać żoną kogoś, kto nie potrafi mnożyć.
- No… Kiedyś wiedziałem. Zaraz sobie przypomnę…
Zawahanie dało jej czas na kolejny atak:
- Ile to jest osiem razy siedem?
Rosa nie prosił jej o rękę po raz pierwszy. Robił to regularnie, a ona za każdym razem odrzucała oświadczyny. Ktoś z zewnątrz mógł uznać to za okrutne, bo jak o wspólnej przyszłości może decydować matematyka, ale Inari od dłuższego czasu brała kolejne próby oświadczyn za puste słowa. Rosa od niechcenia rzucał pytanie i godnie znosił odmowy. Trudno było powiedzieć, czy naprawdę mu zależało na niej, czy po prostu na jakiejkolwiek babie. Z kolei Inari chciała się zakochać. Wierzyła, że uda jej się znaleźć wielką miłość, która uciekała tabliczce mnożenia i lękom przed życiem w Kejtu.
Wszedł Gantala. Rosa pomachał do niego ręką. Generał przeszedł między stolikami żołnierskim krokiem i zajął miejsce, na  którym uprzednio siedział Jæren.
- Spotkałeś pielgrzyma? – spytała zaciekawiona Inari. – To jakiś znajomy matki?
- Nie spotkałem – odpowiedział – i nie wiem.
Spojrzał na barmana, który już po chwili stał przy ich stoliku. Zabrał puste kieliszki i talerz, zaś przed generałem postawił karafkę i kieliszek. Gantala objął butelkę w dwie ręce, ale nie nalał sobie.
- W mieście nie jest bezpiecznie – zwrócił się do córki. – Dlatego jutro z samego rana pojedziesz do Vasary.
Informacja uderzyła niespodziewanie jak rozpadający się łańcuch w mieszkańców Kejtu. Dziewczyna otworzyła usta, aby coś powiedzieć, ale zrezygnowała.
Ojciec przejechał szorstką dłonią po ogolonej głowie i mówił dalej:
- Wcześniej Ruko chce z tobą porozmawiać. Pójdziemy tam od razu.
- Ale jeśli smoki się uwolnią to nigdzie nie będzie bezpiecznie – odpowiedziała, zebrawszy się w sobie. – Tu przynajmniej będę mogła pomóc.
Gantala nalał do kieliszka niebieskiego płynu z karafki. On w przeciwieństwie do szarego samogonu pachniał słodko.
- Nie chodzi o smoki, ale o ludzi – powiedział, wypijając niebieski alkohol. – I o ich głupią wiarę, że będziesz mogła pomóc.
- A co jeśli będę mogła? – rozdrażniła się.
- Jak? Najpierw należy poinformować pozostałych generałów o łańcuchach, a potem podjąć dalsze kroki.
Przez dalsze rozumiał medium. Oboje to wiedzieli. Matka Inari zginęła podczas walki ze smokami. Dzisiaj ludzie wierzyli, że jej córka będzie następnym medium.
- Twój tata ma rację – poparł go Rosa. – On musi być tutaj w Kejtu, całym sercem. Nie może martwić się o ciebie w tym samym czasie. Wyjedziesz!
Wcześniej należało porozmawiać z Ruko. Czego chciała sędzia?


II

Drzwi domu otworzył im sekretarz Ruko. Miał około piętnastu lat. Bardzo długie, szare włosy przewiązane granatową chustą opadały na czarny uniform z symbolem Lodowej Bariery na niebieskim pasku.
- Sędzia czeka na generała w gabinecie – powiedział grzecznie kłaniając się Gantali.
Inari potraktował jak powietrze.
Ruko siedząca przy biurku wyglądała jak mała dziewczynka usiłująca udawać dorosłą osobę. Jedną ręką wertowała dokumenty, a drugą zapisywała coś w notatniku. Po środku leżała koperta z listem. Nienaruszona przez żaden inny przedmiot, przypominała wyspę tajemniczego archipelagu zbudowanego z notatników, ołówków i dokumentów. Wyspę opływały ze wszystkich stron czarne wody oceanu.
- Jonku, zaparz nam herbaty – poprosiła.
Sekretarz zyskał imię.
- Dla mnie owocowa – rzuciła entuzjastycznie Inari.
Jonku spojrzał, jakby dopiero co ją zauważył. Przemieścił się w kąt pokoju, gdzie stał niewielki piecyk, a na nim czajniczek. Po chwili wrócił z dwiema filiżankami: jedną podał sędzi, a drugą zostawił dla siebie.
- A moja?
- Zaparzyłem herbatę – oznajmił. – Dla pani i dla mnie, bo nikt inny nie chciał herbaty.
Sztukę ignorowania Inari miał opanowaną do perfekcji.
Zaraz mu tę filiżankę na łbie rozbiję – pomyślała dziewczyna.
- Nie wiem na ile w sytuację wprowadził cię ojciec – zaczęła Ruko – ale chcemy, abyś udała się do Vasary i uprzedziła generała Gunarda o niebezpieczeństwie.
- Tak, wiem – odparła z wahaniem. – To będzie coś na kształt misji zwiadowczej.
- Misji… Raczej porażki – wymamrotał półszeptem Jonku.
- Tak! – ucieszyła się Ruko. – Misja zwiadowcza! Przekażesz generałowi list ode mnie.
Samotna wyspa podniosła się z oceanu i poszybowała do rąk Inari. Koperta była opasła. W górnym prawym rogu napisane było:
„Dostarczyć generałowi Gunardowi do rąk własnych albo zniszczyć”.
- Co w nim jest? – zapytała, odbierając przesyłkę.  
- Nic co mogłoby cię interesować – przebąknął sekretarz i wrócił do mieszania herbaty.
- Są tam moje, powiedzmy, drobne sugestie  – wyjaśniła po krótkim wahaniu. - Nasi generałowie – spojrzała na Gantalę z uśmiechem – nie lubią nikogo słuchać, ale myślę, że akurat w tej sprawie Gunard zrobi wyjątek.
- Odradza mu pani wojny? – spytała.
Ścisnęła kopertę nieznacznie.
- Wojna?! Nie ma żadnej wojny – oburzył się Jonku.
Inari zaczęła rozważać możliwość złapania sekretarza za kudły i kilkakrotne uderzenia jego łbem o podłogę. Albo nie! Lepiej o piecyk!
- Nie możemy dopuścić, aby ktokolwiek z zewnątrz dowiedział się o osłabieniu zaklęcia – stwierdził Gantala. – Nasi wrogowie mogliby potraktować to jako pretekst, a zarazem okazję do podbicia Lodowej Bariery.
Jonku syknął przeciągle. Oparzył usta.
Ha, a więc sprawiedliwość istnieje! – pomyślała Inari.     
- Wyruszycie jutro o świcie – oznajmiła Ruko. – Ty, Jonku i… generale – zwróciła się do Gantali - proszę przydzielić im jednego ze swoich żołnierzy.
- Co? – Jonku podniósł głos. – Ale nadciąga wojna! Powinienem być przy pani i…
- Wojna?! Nie ma żadnej wojny – przypomniała mu sędzia. – Możliwe, że Inari będzie potrzebowała twojego wsparcia, gdy już dotrze do Vasary.
Inari przeniknęło jakieś złowrogie przeczucie. Co mogło znajdować się w liście do Gunarda i dlaczego miałaby potrzebować wsparcia tego osła? Jonku nie miał być żadnym wsparciem, a przedłużeniem ręki Ruko, gdy opuszczą miasto i granice obwodu Tasavalta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz